Nierozerwalność małżeństwa: Prawda czy presja?

Zapraszam Was do krótkiej refleksji na temat małżeństwa, przysięgi małżeńskiej, rozpadu małżeństwa oraz rozwodu. Moim celem nie jest narzucanie własnych poglądów, lecz raczej pobudzenie do przemyśleń i wysłuchanie, jak inni postrzegają ten temat.

Jak pewnie wielu z Was wie, w Narodowym Apostolskim Kościele Katolickim istnieje możliwość ponownego zawarcia Sakramentu Małżeństwa. Niestety, wielu zarzuca nam, że to podejście to „pójście na skróty” lub modernizm. Chciałbym w tym krótkim tekście pochylić się nad tym problemem.

Jako Kościół jesteśmy przeciwni rozpadowi małżeństw i zachęcamy do ratowania każdego związku, do wyczerpania wszystkich możliwości, które mogłyby pomóc uniknąć rozpadu. Jednak często w życiu zdarza się, że nie da się już nic zrobić.

Wiele kościołów katolickich przypisuje kryzys małżeństwa zmieniającym się wartościom w Europie, luźnemu stylowi życia i wygodnictwu. Ale czy to naprawdę jest powód kryzysu małżeństw? Cofnijmy się nieco w czasie, do lat 70. i 80. XX wieku, kiedy zawierano wiele małżeństw w Kościele katolickim. Pytanie brzmi: co było powodem, że zawierano tak wiele związków małżeńskich?

Niestety, wiele młodych osób zawierało małżeństwa pod presją rodziny i społeczeństwa, gdzie życie bez ślubu było nie do pomyślenia. Samotna matka z dzieckiem była źródłem wstydu, a dziecko z związku niesakramentalnego często miało problem z otrzymaniem Sakramentu Chrztu. Czyli na zasadzie: „Zaszłaś w ciążę, to teraz jak najszybciej musicie wziąć ślub kościelny, bo co ludzie powiedzą?” W rezultacie młodzi ludzie, często niewiele się znający, przysięgali sobie przed Bogiem miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuszczą siebie aż do śmierci, a kapłani zatwierdzali te śluby mocą Kościoła katolickiego, przypieczętowując to słowami: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela.”

Nasuwają się kolejne pytania: Czy to naprawdę Bóg złączył te małżeństwa, czy może to była presja rodziny oraz strach przed odrzuceniem? Czasami te „zmuszone” małżeństwa się rozpadają, nie z powodu rozwiązłości obyczajów, ale dlatego, że nie były zawierane w pełni świadomie i dobrowolnie, a nawet bez miłości.

Czy małżeństwo zawierane bez szczerej miłości jest ważnie zawartym małżeństwem? Jak możemy przysięgać komuś dozgonną miłość, skoro nie jesteśmy tego pewni? Idąc głębiej… jak możemy komuś przysięgać miłość, jeśli samych siebie nie kochamy? (Choć to już osobny temat, na który można by się wiele rozpisywać.)

Jest jeszcze jeden ważny aspekt, o którym warto wspomnieć – słowa przysięgi małżeńskiej: „…i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.” Czy w wieku 19-20 lat możemy być pewni, że chcemy zostać z kimś do końca życia? A nawet jeśli jesteśmy pewni, to co z tą drugą osobą?

Dziś mówimy o nierozerwalności małżeństwa ze względu na ostatni ślub składanej przysięgi: „i nie opuszczę Cię aż do śmierci”, ale co z pierwszymi przysięgami (miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej)? Czy ostatnia przysięga ma sens, gdy w małżeństwie nie ma już ani miłości, ani wierności, ani uczciwości? Jak możemy mówić o małżeństwie, gdy trzy pierwsze przysięgi zostały już złamane?

Pozwólcie, że podzielę się swoją interpretacją słów przysięgi małżeńskiej: Jeśli umarła miłość, wierność i uczciwość, trudno mówić o małżeństwie. Może należałoby to interpretować w ten sposób, że ta ostatnia przysięga „i nie opuszczę Cię aż do śmierci” nie oznacza tej śmierci cielesnej, tylko śmierć, którą zadaliśmy miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej, tym trzem fundamentalnym przysięgom, na których opiera się Sakramentalny Związek Małżeński.

+ Dawid Plonka FSMD

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *